Czy lepiej żyć bezpiecznie w tłumie niesprawiedliwego ustroju, czy ryzykować życie dla szansy na wolność? Oto pytanie zadane w Amira Zagarykwalifikujący się do Oscara film krótkometrażowy Nadejdzie dobry dzień. Film krótkometrażowy napisany i wyreżyserowany przez Zargarę podąża za Arashem (Sia Alipour), młodego sportowca u progu sławy wrestlingu. Mieszka z matką i młodszym bratem, trenując na siłowni do większych zawodów pod okiem doświadczonego trenera. Kiedy jednak nie można już dłużej ignorować zamieszania w jego kraju, jest on zmuszony zadać sobie pytanie, czy wykorzysta swoje stanowisko, aby opowiadać się za sprawiedliwością, czy też będzie radzić sobie w milczeniu z trudną sytuacją swojego narodu.
Krótka historia inspirowana jest tragiczną historią Navida Afkariegoirański zapaśnik niesłusznie stracony w 2020 r. pod zarzutem zamordowania irańskiego strażnika. Afkari utrzymywał, że jest niewinny i przyznał, że fałszywe przyznanie się do przestępstwa uzyskano za pomocą tortur. Jego niesprawiedliwe traktowanie za wypowiadanie się przeciwko rygorystycznemu reżimowi irańskiemu wywołało ogólnoświatowe oburzenie światowych organizacji i przywódców.
Tutaj irańsko-kanadyjski filmowiec rozmawia z Deadline o przywileju wolności i wykorzystywaniu swojego programu do mówienia trudnych prawd.
TERMIN: Czy możesz opowiedzieć o swoim pochodzeniu, przeprowadzce z miejsca urodzenia w Iranie do obecnego mieszkania w Kanadzie?
AMIR ZARGARA: Pochodzi z południa Iranu. Urodziłem się w mieście zwanym Ahwaz. W tej prowincji jest tego mnóstwo. To stąd pochodzi ropa naftowa, a także miejsce, w którym toczyła się wojna irańsko-iracka, o czym także wspomina film. Spędziłem więc siedem lat w Ahvaz i siedem lat w stolicy Teheranie. Potem druga połowa mojego życia, ostatnie 15 lat, spędziłem w Ottawie w Kanadzie.
DEADLINE: Co było inspiracją do stworzenia tego filmu krótkometrażowego? Czytałem, że początkowo będzie to dramat dokumentalny i nadal takie mam wrażenie. Czy zamiast tego możesz porozmawiać o zmianie funkcji narracyjnej?
ZARGARA: Inspiracją dla tego filmu krótkometrażowego było to, że chciałem nakręcić film fikcyjny, a główny bohater jest inspirowany prawdziwą osobą. Nazywał się Navid Afkari i taka jest w zasadzie geneza ścieżki tego filmu. Dowiedziałem się o jego historii półtora roku przed egzekucją, kiedy jego mama prowadziła tę kampanię, aby zdobyć poparcie. Więc to było w mojej głowie od tamtej pory. Czekałem kilka lat po tym, jak przydarzyło mu się to wydarzenie. Pomyślałem, że tą historią mogą zająć się inni ludzie, bardziej ugruntowani ludzie w irańskiej społeczności filmowej. A potem po prostu nie zauważyłem, żeby coś się pojawiło. Nie chciałem opowiadać tej historii, ponieważ zrobienie dowolnego filmu jest wystarczająco trudne, a zrobienie filmu o własnych ludziach wiąże się z dodatkowym zestawem krytyki i wyzwań. Pomijając te wszystkie rzeczy, zapytaliśmy: „OK, jak chcę podejść do tej historii?” Początkowo był to dramat dokumentalny. Opierano się na informacjach dostępnych w Internecie, na podstawie faktów pochodzących z jego ust, jego rodziny, prawnika, z drugiej ręki lub od innych więźniów, którzy coś widzieli. Skończyło się na szkicu, ale nie czułem, że to jest cała historia. Nie wydawało mi się, że dzięki tego typu projektom uda mi się zbudować empatię, jakiej oczekiwałem od niego i narodu irańskiego jako całości. Więc odłożyłem to na jakiś czas.
Potem, pewnego zimnego wieczoru, kiedy wracałem z siłowni, puściłem piosenkę Hichkasa, znanego jako ojciec rapu w Iranie, którego słucham od gimnazjum. Nazywa się „Nadejdzie dobry dzień”. Słyszałem tę piosenkę już wiele razy, ale to było w tym konkretnym momencie [it clicked]. Początkowe wersy piosenki brzmią: „Nadejdzie dobry dzień, gdy nie będziemy się zabijać”. I wtedy właśnie wyobraziłem sobie tę fikcyjną postać podczas protestu z rękami w górze, zwróconą twarzą do swoich ludzi, z [military holding] broni, a ci ludzie sami są między młotem a kowadłem. To nie są źli ludzie. To po prostu bałagan, jak to wygląda. W Iranie ludzie muszą codziennie podejmować takie decyzje moralne, o których czasami w Ameryce Północnej nie trzeba nawet myśleć. Ale w Iranie decyzja będzie albo moralnie bardziej „słuszna”, „zła”, czy cokolwiek innego, ale wtedy będziesz mieć bardziej osobiste konsekwencje. To po prostu bałagan.
TERMIN: Myślę o Nasienie świętej figi, film w dużej mierze wykonane w tajemnicy na tle ruchu Kobiety, Życie, Wolność. W konsekwencji reżyser i część aktorów musieli uciekać z Iranu. W przypadku Twojego filmu krótkometrażowego historia Navida jako słynnego zapaśnika opowiadającego się za zmianami była znana na całym świecie, a światowi przywódcy wzywali do uwolnienia go z więzienia. Czy opowiadając historię od nowa, odczuwałeś strach? I jak sobie z tym poradziłeś?
ZARGARA: Po pierwsze, powinienem powiedzieć, że kocham [Mohammad] Rasoulof i jego twórczość. Nie widziałem jego nowego filmu, ponieważ w moim przypadku nie został jeszcze wydany. Ale nawet w swoim ostatnim Nie ma zła, sytuacja moralna jest tak dobra we wszystkim, co robi. Mój film krótkometrażowy jest ujęciem fikcyjnym; imiona są różne, a na końcu znajduje się dedykacja dla Navida, aby ludzie mogli poznać to imię i poznać prawdziwą historię. Zamiast dramatu dokumentalnego, po prostu poczułem się znacznie lepiej dzięki tej wersji historii. Moralnie, przez wszystkie zmagania, przez które przechodziłem w sobie, doszedłem do punktu, w którym zadałem sobie pytanie, jak silne jest moje „dlaczego”? Dlaczego muszę to stworzyć? Jeśli moje „dlaczego” jest takie mocne, skoro w Kanadzie mam wszystkie te przywileje, których nie mają filmowcy w Iranie, jak znowu Rasoulof i ludzie tacy jak Navid, typu „Kto zostanie poddany kontroli?” Mogę zaprotestować. Tak naprawdę mogę mówić, co chcę i robić, co chcę.
Mam wszystkie te przywileje i jeśli nie korzystam z tych przywilejów, które zyskałem, będąc tutaj… To było tak, jakbym wpadał w mroczne miejsce: „OK, w takim razie kim jestem jako osoba?” Trudno było mi żyć ze sobą. Dlatego doszło do punktu, w którym musiałem po prostu zaakceptować każdą krytykę, jaką może ze sobą spotkać film, i zaakceptować wszystkie konsekwencje. Dla mnie ważniejsze było opowiedzenie tej historii. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Ale musiałem to zrobić, ponieważ było to słuszne, pomimo tego, co mogło się potencjalnie wydarzyć.
DEADLINE: Jak udało Ci się znaleźć Się Alipour do roli głównej? Jak współpracowałeś z nim, aby stworzyć historię o tym bohaterze, która ma tragiczny koniec?
ZARGARA: Nie mogę wystarczająco podziękować Sii, że się zgodziła. Nie sądzę, że moglibyśmy nakręcić film, gdyby Sia nie zgłosiła się do udziału w tym projekcie. Obsada roli głównej była niezwykle trudna w przypadku czegoś takiego. Po pierwsze, wystarczająco trudno jest pozyskać ludzi, ponieważ wszystkich łączą więzi z domem. Wszyscy zawsze boją się robić takie projekty poza Iranem, bo: „Och, jaki to będzie miało wpływ?” Zwłaszcza jeśli ich twarz znajduje się przed kamerą. Potrzebowałem aktora, który potrafi grać, mówi w języku perskim, idealnie mieszka poza Iranem, nie przeszkadza mu fakt, że nie może wrócić, i ma sylwetkę zapaśnika – ponieważ nie mam dość pieniędzy, żeby mu zapłacić nabrać formy [laughs]. Ludzi do wyboru było więc coraz mniej, a Sia była idealna. Poszukiwania trwały osiem miesięcy. Ale skontaktowałem się z jego agentem w sprawie scenariusza, a on go przeczytał, spodobał się i chciał się ze mną spotkać. Kiedy został wprowadzony, przyprowadził własną drużynę, trenera zapasów i trenera aktorstwa. Odbyliśmy wiele spotkań na Zoomie i omówiliśmy każdą scenę, w której się pojawił. Rozmawialiśmy o potrzebach, pragnieniach i nastawieniu emocjonalnym tej postaci. Zadawał bardzo szczegółowe pytania, ponieważ chciał zrozumieć intencję stojącą za wszystkim.
DEADLINE: Nakręciliście to w Stambule. Czy było w tym coś szczególnie trudnego? Zwłaszcza montaż tej dużej sceny protestu.
ZARGARA: Uwielbialiśmy kręcić w Turcji. To było niesamowite. Załogi są świetne. Każdy wie, co robi. Dużo tam strzelają. To trochę jak Los Angeles, ponieważ mają duży przemysł filmowy. Dopóki wiedziałem, co robię i czego chcę, byłem świetnie przygotowany [so it was easy]. Ja i mój DP [Jelan Maxwell] z Kanady, wszystko omawialiśmy i mieliśmy tablice do komunikowania się [with the Turkish crew]więc jedynym wyzwaniem była bariera językowa. Ale mieliśmy kogoś, kto mówił po angielsku po obu stronach; wystąpiło opóźnienie w tłumaczeniu na język turecki [laughs].
Scena protestu jest interesująca, bo można by pomyśleć, że w tym dniu coś pójdzie nie tak, ale byliśmy świetnie przygotowani. Ten dzień minął bez zakłóceń. I jeszcze raz krzyknij do wszystkich na górze, w tym do naszego producenta i kierownika produkcji.
DEADLINE: Ten protest jest kluczowym momentem w filmie. Byłem zaskoczony, że Arash wyszedł z tłumu i podszedł do uzbrojonych oficerów, aby przedostać się przez ulice, co ostatecznie doprowadziło do jego upadku. Porozmawiajcie więcej o kompozycji tej sceny.
ZARGARA: Napisaliśmy kilka różnych wersji tej sceny i zbadaliśmy je wszystkie. Zadałem sobie pytanie: „Co należy przekazać, aby odbiorcy to wychwycili?” Była też wersja, w której byli obecni także pozostali członkowie rodziny. Ze względu na to, jak ważny był to temat, musiałem najpierw sprawdzić go na różne sposoby na stronie. Kiedy już do tego doszliśmy, i tego samego dnia, miałem pierwotnie dużo więcej kwestii do ludzi Mołotowa, a potem ja i Jelan zdecydowaliśmy, co musimy uzyskać przed zakończeniem zdjęć. Jeżeli nie mieściło się to w harmonogramie, to w ogóle nie powinno go tam być. To był nasz pierwszy raz, kiedy pracowaliśmy za granicą, chcieliśmy się tylko upewnić, że mamy wszystko, czego potrzebujemy, aby film zadziałał. Miałem też inny kąt ułożenia prasy, ale ostatecznie stwierdziłem, że tego też nie potrzebujemy.
Sia też pomogła bo rano [of the shoot]miało być ujęcie reakcji tłumu po tym, co robi, ale potem stwierdził: „Nie sądzę, żeby to było potrzebne”. A potem zgodziłem się z nim tego dnia i pomyślałem: „Tak, skończmy z tym”. A potem, początkowo, było dużo więcej dialogów. To była największa część, z którą się zmagałem, ponieważ karmiłem publiczność łyżeczką bardziej o kwestiach kontekstowych. W całym filmie pokazuję pewne rzeczy z wstawką lub podtekstem, ale nigdy nie tworzy to jawnego filmu. Wtedy zdecydowałem: „Nie ma problemu, jeśli oni o tym nie wiedzą”. Jestem bardziej wzrokowcem. Jeśli to możliwe, staram się robić filmy z niewielką ilością dialogów lub bez nich.
DEADLINE: Co chcesz, żeby ludzie wynieśli z tego filmu?
ZARGARA: To, co chcę, żeby ludzie zabrali, jest w tytule. Wiem, że można to odebrać jako działanie „przeciw” [an agenda]ale rozmawiałem o tym z innymi ludźmi. Nie wiem, czy to moja naiwność, czy wiek, co wydaje mi się możliwe, ale jeśli zapytasz poprzednie pokolenie, kto wyszedł na ulice, kto przeprowadził rewolucję, przeklinają siebie, że w ogóle tam poszli, bo [they thought] coś miało być lepiej, a nie jest. Zmiana jest stopniowalna. To nie musi być żołądkowe. Ponownie, w Ruchu Kobiety, Życie, Wolność, o którym wspomniałeś wcześniej, nastąpiły stopniowe zmiany, nie w polityce, ale w sposobie życia w dużych miastach. Zapasy w filmie przedstawiają różne poziomy zmagań. Najbardziej oczywiste to grappling fizyczny, taki jak zapasy i grappling wewnętrzny: Czy powinienem to powiedzieć? Powinienem to zrobić czy nie? Wszyscy się z tym borykają. Wszyscy zmagają się z systemem i reżimem i podejmują decyzje na każdym kroku. Ale oczywiście film opowiada także o tym, co ludzie chcą z niego wynieść.
[This interview has been edited for length and clarity]