BEIRUT (AP) – Prawie 16 godzin po izraelskim nalocie po drugiej stronie ulicy od głównego szpitala publicznego w Bejrucie ratownicy…
BEJRUT (AP) – Prawie 16 godzin później trafienie izraelskiego nalotu Po drugiej stronie ulicy od głównego szpitala publicznego w Bejrucie ratownicy we wtorek nadal usuwali gruz z przeludnionych slumsów. Koparka kopała w jednym ze zniszczonych budynków, wydobywając poskręcany metal i cegły w poszukiwaniu ciał.
Mieszkańcy stojący na kopcach gruzu powiedzieli, że pod gruzami zaginęła cała rodzina.
Mohammad Ibrahim, obywatel Sudanu, przyszedł szukać swojego brata. „Jego telefon komórkowy wciąż dzwoni. Próbujemy go szukać” – powiedział. „Nie wiem, czy jest martwy, czy żywy”.
Kilka godzin później służby sanitarne poinformowały, że spod gruzów wydobyto pięć ciał. Co najmniej 18 osób zginęło, w tym czworo dzieci, a co najmniej 60 zostało rannych w wyniku strajku, który spowodował również zniszczenia po drugiej stronie ulicy w Szpitalu Uniwersyteckim Rafik Hariri, głównej publicznej placówce medycznej stolicy.
Jihad Saadeh, dyrektor szpitala Rafik Hariri, powiedział, że w wyniku strajku rozbito kilka szklanych okien i panele słoneczne w placówce medycznej, która nadal działała pomimo zniszczeń i paniki. Żaden z pracowników nie odniósł obrażeń.
Saadeh powiedział, że szpital nie otrzymał żadnego ostrzeżenia o zbliżającym się strajku, zaledwie kilka metrów po drugiej stronie ulicy. Ani mieszkańcy slumsów, gdzie było stłoczonych kilka budynków i w których mieszka kilku pracowników migrujących, a także Libańczycy z klasy robotniczej.
Izraelska armia podała, że uderzyła w cel Hezbollahu, nie podając szczegółów. Dodał, że ataki nie były skierowane przeciwko samemu szpitalowi.
Sprzęt ratowniczy miał trudności z dotarciem do obszarów skupionych osiedli i zakurzonych wąskich dróg.
Nizar, jeden z ratowników, powiedział, że był na miejscu eksplozji od poniedziałkowego wieczoru. „Było zbyt ciemno i panowała wielka panika” – powiedział, podając jedynie swoje imię, zgodnie z przepisami ekipy ratowniczej. „Ludzie jeszcze nie zrozumieli, co się stało”.
Przeludnione slumsy były pokryte gruzem, meblami i resztkami życia wystającymi z poskręcanego metalu i połamanych cegieł. Mieszkańcy, którzy przeżyli potężną eksplozję, nadal byli w szoku, niektórzy nadal przeszukiwali gruzy rękami w poszukiwaniu bliskich lub tego, co pozostało z ich życia. Napastnicy pełnili wartę na miejscu. Libańska obrona cywilna podała we wtorek, że pięć budynków zostało zniszczonych, a 12 doznało poważnych uszkodzeń. Wśród zabitych był jeden Sudańczyk i co najmniej jeden Syryjczyk.
„To bardzo zatłoczony obszar; budynki są bardzo blisko. Zniszczenia są ogromne” – powiedział Nizar, wyjaśniając, że skala zniszczeń utrudniła akcję ratunkową.
Szpital po drugiej stronie ulicy nadal leczył kilku rannych. Do kostnicy przywieziono 13 ciał.
Hussein al-Ali, pielęgniarz, który był na miejscu, gdy doszło do ataku, powiedział, że dopiero po kilku minutach zorientował się, że to nie szpital został trafiony. Kurz i dym pokryły hol szpitala. Rozbito szyby w bloku dializ, aptece i innych pomieszczeniach szpitala. Fałszywy dach spadł na głowy jego i jego kolegów.
„Byliśmy przerażeni. To przestępstwo” – powiedział al-Ali. „To był dzień sądu”.
Ranni z drugiej strony ulicy zaczęli napływać po zaledwie minutach. Al-Ali powiedział, że nie ma czasu, aby odetchnąć lub uspokoić przerażonych kolegów i wstrząśniętych pacjentów.
„Personel i pacjenci myśleli, że strajk miał miejsce tutaj. Uciekliśmy na zewnątrz, gdy pojawiali się ranni” – powiedział. A kiedy skończył przyjmować rannych, „wyszliśmy, żeby nieść naszych (zamordowanych) sąsiadów. To nasi sąsiedzi.”
Ola Eid przeżyła strajk. Pomagała wydobywać spod gruzów dzieci sąsiadów, zanim zorientowała się, że sama została ranna.
„Problem w tym, że tego nie poczuliśmy. Nie poinformowali nas. Słyszeliśmy, że chcą uderzyć w szpital al-Sahel” – powiedział Eid, zabandażowany i wciąż w szoku, siedzący przy bramie szpitala. Izrael zasugerował, że celem może być inny szpital oddalony o wiele mil, utrzymując, że mieszczą się w nim tunele wykorzystywane przez grupę bojowników Hezbollahu.
Aktorka Eid zeznała, że gdy nastąpiła pierwsza eksplozja, bawiła się z dziećmi sąsiadki. Powalił ją na podłogę i rozrzucił cukierki, które rozdawała dzieciom. Wstała, nie wierząc, że jeszcze żyje, i zobaczyła dziecko sąsiadki nasiąknięte krwią. Jeden zginął natychmiast; drugi pozostawał na oddziale intensywnej terapii.
„Patrząc przed siebie, zobaczyłam rozdarte i zranione dzieci” – powiedziała. „Zapaliły się kanistry z gazem. Nie wiedziałam, co robić – ugasić pożar czy zabrać dzieci”.
Prawa autorskie © 2024 Associated Press. Wszelkie prawa zastrzeżone. Materiał ten nie może być publikowany, emitowany, pisany ani redystrybuowany.