UWAGA SPOILER: Wywiad zawiera szczegóły fabuły filmu A Real Pain
Jeśli możesz w to uwierzyć, scenarzysta-reżyser i gwiazda Jessego Eisenberga nigdy nie chciałem cię skrzywdzić podczas oglądania jego najnowszej czarnej komedii, Prawdziwy ból. Akcja skupia się wokół dwóch kuzynów, Davida (Eisenberg), zapracowanego sprzedawcy reklam internetowych, i Benjiego (Kierana Culkina), włóczęgę cierpiącą z powodu wielkiej pasji i apatii podczas podróży do Polski, aby dołączyć do wycieczki po Holokauście po śmierci ukochanej babci, której ostatnim przystankiem był dom z dzieciństwa. „To zabawne, bo ludzie mówią mi, że płaczą podczas filmu, a ja zawsze zadaję im pytanie: kiedy? Ponieważ nie wyreżyserowałem żadnej ze scen jako sceny płaczu. Dostaję różne odpowiedzi…[but] Zawsze mnie to dziwi.” – stwierdził Eisenberg. Chociaż pomiędzy bardziej refleksyjnymi momentami filmu jest dużo luzu, film ma wiele do powiedzenia na temat radzenia sobie ze stłumionym żalem i nierozwiązanym bólem.
Film zdobył ostatnio nominacje do nagród Film Independent Spirit Awards i Złotych Globów za najlepszą kreację, najlepszą kreację drugoplanową i najlepszy scenariusz. „W przypadku tego filmu poczułem, że jest w nim wystarczająco dużo treści, które nie tylko odnoszą się do mojego bardzo specyficznego życia osobistego, ale mogą też być zabawne, zabawne, interesujące, prowokacyjne, a także kinowe…” powiedział Eisenberg. „Pomyślałem, że to może być dobry film, ale zawsze piszę, kierując się prywatnymi przemyśleniami”.
Tutaj aktor odkrywa zakończenie, przepracowując żal i arbitralnie irytując swoją koleżankę.
DEADLINE: Musimy porozmawiać o scenie kolacji. Nie oznacza to, że film nie mógłby bez niego istnieć, ale wydaje się on niezwykle kluczowy dla struktury opowieści. David wyznaje, co czuje, kochając tę chorą psychicznie osobę, podczas gdy Benji jest poza zasięgiem słuchu. Porozmawiajmy więcej o budowie tego filmu.
EISENBERGA: To w zasadzie tak jak David, który przez tyle lat żył w cieniu tego gościa, żył w cieniu swojego kuzyna, Benjiego. A potem, podczas tej podróży przez ostatnie kilka dni, żyłam w cieniu tej ponadprzeciętnej postaci i czułam się przez niego nieustannie wyśmiewana, zawstydzana i zawstydzona. I na koniec David ma całą grupę dla siebie i po prostu wyładowuje w sobie takie rzeczy: „Kocham go i nienawidzę go, chcę go zabić i chcę nim być. I wszyscy odejdziecie, myśląc, że poznaliście tę niesamowitą osobę, ale wiem o nim coś jeszcze i absolutnie mnie to dobija, bo wiem, jak wyglądało ostatnie sześć miesięcy jego życia. Nie, nie sądzę, że film mógłby istnieć bez tej sceny, ponieważ cały temat filmu jest zawarty w tym wyznaniu. Na nowo rozumiesz, przez co przeszedł Benji, i rozumiesz, jak to jest dla Davida, dla osoby, która żyła w cieniu kogoś, kto jest naprawdę trudny i naprawdę zmaga się z zazdrością. I jak można pozazdrościć tej osobie, która pod wieloma względami jest zepsuta? I to w pewnym sensie jest tematem filmu.
Moja postać żyje w podziwie dla tej osoby, która zmaga się z trudnościami. Pod koniec filmu pomysł jest taki, że moja postać w pewnym sensie godzi się ze swoją samorealizacją. Moja postać wraca do domu, ma żonę i dziecko i ma pewną stabilizację. I tak, jako osoba będzie stale niespokojny i nieszczęśliwy, ale będzie szedł naprzód.
TERMIN OSTATECZNY: Czy istniała wersja tego filmu, która sięgała dalej niż ta, w której film się zakończył? Co pomogło ci uzasadnić to zakończenie?
EISENBERGA: Zawsze na tym się kończyło. Ostatnie 10 stron filmu napisałem prawdopodobnie w pięć minut, co czasami się zdarza, gdy znasz temat tak dobrze i musisz po prostu wyrzucić to w strumieniu świadomości. Napisanie pierwszych 90 stron zajmuje lata, a potem siedem minut na zrobienie ostatniej, ponieważ staje się to niemal egzorcyzmem, polegającym na wyciąganiu z siebie wszystkiego. Ale to mówiło mi, że zakończenie było właściwe, ponieważ potoczyło się tak doskonale, co oznacza, że bohaterowie mają słodko-gorzkie zrozumienie roli, jaką będą pełnić w życiu drugiej osoby. I tak końcowa scena na lotnisku, jest w tym coś słodkiego, ale Benji i tak nie pójdzie do domu Davida. Benji w zasadzie nadal nie będzie osobą, jaką David chce, żeby był. A prawdziwym zakończeniem filmu jest montaż, w którym David wraca do domu, do swojej stajni, i przeplata się z Benjim przebywającym w czyśćcu.
Jest na lotnisku. Jest w miejscu, w którym może naprawdę prosperować, ponieważ świetnie radzi sobie sam na sam w krótkich sytuacjach, ale nie radzi sobie świetnie w dużych, trwałych związkach, dlatego David i Benji oddalili się od siebie i dlatego tak bardzo uwielbia przebywać na lotniskach. Uwielbia przebywać w miejscach publicznych, gdzie może być czarujący i zabawny, poznawać nowych ludzi i nigdy nie czuć się naprawdę samotny, ale też nigdy nie czuć się stabilny.
DEADLINE: Czy była jakaś scena, która utkwiła ci w pamięci po obejrzeniu ukończonego filmu, a której być może w trakcie jej tworzenia nie myślałeś, że dobrze przełoży się na ekran?
EISENBERGA: Tylko jedna rzecz. Nie myślałem o tym od roku, ale jest scena, w której David i Benji stoją na najstarszym cmentarzu w Polsce i patrzą na te nagrobki. A Benji zaczyna wrzeszczeć na Jamesa, przewodnika wycieczki, za to, że jest zbyt akademicki, podczas gdy powinien mówić o ludziach z podziemia, a nie tylko o historii, a nie tylko o datach i latach. I nie zdawałem sobie sprawy, kiedy pisałem, o czym piszę. Ale moja mama obejrzała wczesną wersję i powiedziała, że płakała podczas tej sceny, ponieważ w tej scenie opowiadała o Benjim, który w pewnym sensie chciał umrzeć. Stoi, patrzy na te nagrobki i słucha, jak akademicki przewodnik mówi o nich, jakby były po prostu zabawnymi pomnikami historycznymi.
A moja mama była jedyną osobą, która zauważyła tę sprawę. Postrzegałem tę scenę jako zabawną scenografię, w której facet krytykuje przewodnika wycieczek, który ma dobre intencje. Ale myślę, że to, co wydarzyło się nieświadomie, polegało na tym, że pisałem tę scenę, znając tych bohaterów, Benjiego i Davida, tak dobrze, że z jakiegoś powodu instynktownie czułem, że Benji powinien nakrzyczeć na tego przewodnika. Ale nie przyszło mi do głowy świadomie, że dzieje się tak dlatego, że Benji radzi sobie z własnymi pomysłami na życie. A więc zagrało inaczej, niż się spodziewałem. Nie wiem, czy wielu widzów podchwyci to tak samo, jak moja matka, ponieważ w większości wygląda to jak zabawna i szokująca scena.
TERMIN: Dla mnie był to głównie szok, ponieważ pomimo tego, że Benji był nadmiernie emocjonalny i źle ulokował gniew, nigdy nie mylił się w swoich intencjach.
EISENBERGA: To jest dokładnie to. Jest nieodpowiedni ze swoim zachowaniem. Jednak w pewnym sensie zawsze ma rację. Sposób, w jaki się wyraża, jest szalenie niestosowny i w pewnym sensie niegrzeczny, ale zawsze ma rację. Myślę, że dlatego jest dobrą postacią, ponieważ jest to osoba, z którą się nie zgadzasz, po prostu nie zgadzasz się ze sposobem, w jaki ona sobie radzi.
DEADLINE: Czy kiedykolwiek miałeś wrażenie, że ta historia nie będzie zbyt wiarygodna i zbyt osobista? Jak poradziłeś sobie z tym zwątpieniem, jeśli w ogóle, w procesie pisania?
EISENBERGA: Wszystko, co piszę, jest w e-mailach. Nie piszę w Final Draft, dopóki nie skończę scenariusza. Dlatego zawsze piszę w e-mailach, żeby nic nie wydawało się oficjalne, więc się nie cenzuruję. Po prostu piszę coś, co przypomina wpisy do pamiętnika, piszę to, co czuję do innych ludzi, i nastawiam to na dialog. Piszę wychodząc z założenia, że nikt nie będzie czytał moich tekstów, a już na pewno nikt nie będzie ich produkował. I najczęściej mam rację; nikt tego nie produkuje i nie czyta. I tak w przypadku tego filmu poczułem, że jest w nim wystarczająco dużo treści, które nie tylko odnoszą się do mojego bardzo specyficznego życia osobistego, ale mogą też być zabawne, zabawne, interesujące, prowokujące, a także kinowe w tym sensie, że jest to część tej wycieczki po Polska, myślałem, że to może być dobry film, ale zawsze piszę z miejsca prywatnych przemyśleń.
I mam szczęście, że filmy, które robię, są małe. Był to budżet wynoszący 3 miliony dolarów. Film taki jak ten nie wymagał ode mnie zwiększania jego popularności ani przystępności ze względu na niewielki budżet. Nie mam studia filmowego, które mówiłoby mi: „Hej, musi być zabawniej”. Albo: „Nie możesz, żeby postać Benjiego była tak szokująca”. Ponieważ nie było wystarczająco dużo pieniędzy, aby uzasadnić wprowadzenie tych zmian, a mogłem zakończyć to tak, jak chciałem, co moim zdaniem jest naprawdę wstrząsające emocjonalnie. Rozumiem jednak, że niektórzy widzowie chcą dokładnie zrozumieć, co się dzieje i mieć bardziej hollywoodzkie poczucie zamknięcia. Ale znowu, ponieważ film jest mały, nie muszę robić tych wszystkich rzeczy.
DEADLINE: To świetny punkt. A także w przypadku bólu, czasami nie ma na to rozwiązania. Trzeba po prostu z tym żyć.
EISENBERGA: Tak, to jest dokładnie to. To zabawne, bo ludzie mówią mi, że płaczą podczas filmu, a ja zawsze zadaję im pytanie: kiedy? Ponieważ nie wyreżyserowałem żadnej ze scen jako sceny płaczu, czyli sceny, podczas których płacze publiczność.
TERMIN: Naprawdę?
EISENBERGA: Tak. Zawsze ich pytam, kiedy płakali? I otrzymuję różne odpowiedzi. Jest to dla mnie dziwne, ponieważ w filmie nie ma sceny, o której pomyślałbym: „Ludzie będą płakać podczas tej sceny”. Są sceny, w których bohaterowie płaczą, ale wywracają ich do góry nogami inne rzeczy. I tak jestem tym zaskoczony. To nie jest tak, że jest jedna scena, która przez cały czas wywołuje emocje. Są sceny, w których bohaterowie czegoś doświadczają, ale zawsze jest to podszyte czymś innym. Dlatego byłem tym trochę zaskoczony. Film nie jest, znowu, zaprojektowany na hollywoodzki styl, więc nie musiałem brać pod uwagę może naprawdę specyficznych beatów i udowadniać studiu filmowemu, że uda mi się to osiągnąć na planie. To naprawdę były osobiste uczucia, ale tylko w takiej formie.
DEADLINE: Czy jest coś, czego nauczyłeś się ze swojego debiutu reżyserskiego, Kiedy skończysz ratować świat, do którego przyniosłeś ze sobą Prawdziwy ból? Grając w filmie, musisz sam reżyserować. Czy miało to jakikolwiek wpływ na waszą współpracę z partnerami scenicznymi?
EISENBERGA: Ciągle musiałem sobie przypominać, że to jest film i ja gram główną rolę, więc w filmie muszą być ujęcia ze mną. Ponieważ instynktownie podpowiadałem, aby odwrócić ode mnie aparat tylko dlatego, że niewygodnie jest kadrować ujęcie na własnej twarzy. Dlatego stale musiałem patrzeć na film z perspektywy kogoś z zewnątrz, aby móc sfilmować moją postać tak, jakby grał ją ktoś inny. Pracowałem też ze wspaniałym operatorem Michałem Dymkiem, który bardzo różni się ode mnie osobiście, ale naprawdę dobrze rozumie, jak robić filmy i motywuje mnie do robienia odpowiednich ujęć. A potem współpracowałem ze wspaniałymi producentami. Emma Stone, Ali Herting i Dave McCary – to wspaniali producenci. W wielu scenach za monitorem stała najwspanialsza aktorka świata, Emma Stone, która mówiła mi: „Hej, zrób to trochę inaczej”. Otaczam się więc dobrymi ludźmi lub mam szczęście, że otaczają mnie dobrzy ludzie. A potem chodzi o zrozumienie, z jakich rad skorzystać, a także o pamiętanie, że jestem postacią w tym filmie. To nie jest projekt próżności. Nie muszę się martwić, że będę pobłażliwy, ale jestem główną postacią w tym filmie. Jak więc miałbym to sfilmować, gdybym to nie był ja?
A jeśli chodzi o moich kolegów, Kieran po prostu miał do mnie całkowitą pretensję, że go reżyserowałem, jednocześnie grając z nim. Po prostu był urażony, że aktor daje mu notatki, i zirytował się na mnie. Próbowałem więc ograniczyć ilość notatek. Mieliśmy taką zasadę, że nie mogłem mu dać notatki po pierwszym ujęciu. Musiał zrobić drugie podejście, zanim mogłem dać mu notatkę. To była po prostu arbitralna zasada, którą wymyślił, ale myślę, że był sfrustrowany tym, że z nim grałem, ale także w pewnym sensie go osądzałem. A w filmie był tak genialny, że nie czułem potrzeby poprawiania go. Wiem jednak, że na początku był bardzo zdenerwowany tym, że aktor udzielał mu wskazówek.
[This interview has been edited for length and clarity]